piątek, 22 maja 2015

Bez obaw :)

Nie martwcie się, nie zapomniałem o tej stronie! :) Rozdział drugi jest w trakcie tworzenia. Dostałem natomiast lekkiej zwiechy, a więc idzie to nieco wolniej, niż ostatnio. Mimo to nadal mam pomysły i chęci. Wiem także, że jeśli zabraknie tych dwóch jakże ważnych elementów, to cały projekt zwyczajnie polegnie, bądź będziecie czytać totalny shit - a tego nie chcę. No to do kolejnego rozdziału!

wtorek, 12 maja 2015

Opowiadanie #1 - Metro-2 | Rozdział I - Jak to będzie?

*Rozdział I*
Jak to będzie?



          Dla Jakima Sidorva nadszedł upragniony koniec warty. Już za chwilę mógł się bowiem wreszcie położyć w swoim prowizorycznym pokoiku na w miarę miękkim łóżku. Wymienił uprzejmości z wartownikami z porannej zmiany i ruszył w ciszy w kierunku stacji. Pogranicznikowi, który stał zaraz za masywnymi, wykonanymi z żelaza drzwiami przesuwnymi, oddał swój automat oraz brudną amunicję, ponieważ na wszystkich stacjach Wspólnoty Jaseniewskiej tylko patrole mogły nosić broń.
Na wpół śpiący Jakim dotarł wreszcie do swojego malutkiego mieszkanka stworzonego z drewnianych płyt i starego namiotu, zrzucił służbowe ubranie i ciężko opadł na niezbyt świeżą pościel. Sen chwycił go natychmiast.

Jakim biegł z całych sił przed siebie, mijał drzwi do pomieszczeń technicznych, plątaniny kabli i rur, kraty wentylacyjne, szczątki ludzkie obgryzione przez szczury i setki podkładów kolejowych. Czuł, że płuca mu zaraz wybuchną. Mimo to biegł, ponieważ słyszał za sobą przerażający, ciężki oddech stwora i tupot wielkich łap. Był coraz bliżej i bliżej, a przed nim znajdował się jedynie nieprzenikniony mrok. Widział jedynie szyny i podkłady pod swoimi nogami. Patrzył tylko na nie, aż wreszcie zdawały się skręcać łagodnym łukiem w lewo. W Jakima Sidorva wstąpiły nowe siły i biegł już tak szybko, jak jedzie ręczna drezyna. W oddali zobaczył oślepiające białe światło i natychmiast przyszło mu na myśl, że umarł.
Nie. Wszystko było zbyt realne, jak na śmierć. Był już trochę bliżej bieli, która wypalała mu przywykłe do ciemności oczy i dzięki temu spostrzegł, że w prawej ręce trzyma automat - swojego ulubionego kałacha. Zatrzymał się, obrócił i wypalił serię w ciemność. Coś tylko zaskrzeczało przeraźliwie i na ledwie sekundę nastała okropna, niczym nie zakłócona cisza. Jakim usłyszał jednak za plecami ten sam oddech, który podążał za nim chwilę wcześniej. Gwałtownie obrócił się z automatem przy biodrze i stanął jak zamrożony. Zobaczył czarny kształt na tle blasku w oddali. Wycelował i nacisnął spust. Usłyszał tylko głuchy brzdęk zamka - koniec amunicji, wystrzelił wszystkie pociski. Gorączkowo zaczął macać kieszenie, w których, jak przypuszczał, powinna być amunicja. Wtem kształt na niego skoczył i ostatnią rzeczą, jaką zobaczył, była szeroko otwarta paszcza...

Zbudził się. Usiadł na łóżku i zorientował się, że dookoła niego panowała ciemność. Na szczęście nie tak mroczna i czarna, jak ta w jego koszmarze.
W tej samej chwili do jego pokoju wszedł Silwij Skorajew z lampką naftową w ręku - ten sam, z którym w nocy pełnił wartę na setnym metrze.
- W porządku? Głośno krzyczałeś. Znowu ten koszmar? - zapytał Silwij
- Tak, dziękuję Silwijka. Jaka to pora dnia? - odparł.
- Wczesne popołudnie.
- To już długo spałem, pora wstać i za kilka godzin iść do zbrojowni - rzekł Jakim.
- Do zbrojowni? Po co? - rzucił zdziwiony Silwij Skorajew.
- A... wiesz, dostałem tam dodatkową pracę przy czyszczeniu sprzętu. Zgłosiłem się do nich i okazało się, że wiedzą, że jestem stalkerem i widocznie założyli, że dobrze znam się na tym wszystkim. Do końca się nie pomylili - odpowiedział z uśmiechem Jakim Sidorv.
- Aleksiej o ciebie pytał. Siedzi na posterunku granicznym na południowym końcu stacji i rozmawia z jednym z podwładnych.
- Dobra, zaraz tam pójdę. Mówił, o co chodzi?
- Nie chciał powiedzieć.
Silwij odwrócił się tyłem do Jakima, miał zamiar wyjść, ale przystanął, zmarszczył czoło i po chwili namysłu rzucił:
- Powiedziałbyś mi, gdyby było coś na rzeczy, nie?
- Skąd te pytanie w ogóle? Jasne, że tak, Silwij!
Silwij Skorajew zamyślił się i odszedł w kierunku środka peronu. Jakim Sidorv obserwował go krótką chwilę przez niewielkie okienko, które wychodziło akurat na peron, po czym ospale podniósł się z łóżka, lekko zachwiał i zaczął wkładać swoje wielkie buty. Robił to dwa razy wolniej, niż normalnie. Miał bowiem przed oczami ciemną sylwetkę, którą zobaczył we śnie i ciągle zastanawiał się co to mogło być. Coś z powierzchni? Może mieszka w metrze? Albo... przedostało się tutaj ze wspominanego na posterunku Metra-2? Jeżeli tak, to gdzie to było? W którym miejscu, w którym tunelu? Na której stacji jest przejście? - pytania zasypywały mu umysł jedno za drugim niczym robotnik zasypujący ogromną dziurę swoją niewielką łopatą. Raz za razem. I tak bez końca.
Wreszcie Jakim stracił równowagę i wylądował na swojej pościeli. Ręką zahaczył o wezgłowie łóżka i tym samym strącił swój automat, który narobił takiego huku, że Jakim miał wrażenie, iż cała stacja zamarła. Broń zapewne umieścił tam Silwij. Ktoś w końcu zdjął mu też buty, ułożył i przykrył. Jakim Sidorv nie miał wątpliwości, że zrobił to jego przyjaciel. Także stalker. Jakimowi często powracały wspomnienia sprzed przeszło dziesięciu lat, kiedy razem wychodzili po dwa lub trzy razy w miesiącu na górę, aby szukać użytecznych rzeczy - broni, książek (głównie dla Hanzy), materiałów, mebli i wielu innych przydatnych przedmiotów wyprodukowanych przed wojną. No tak. Wojna. Kwestia naciśnięcia paru guzików. I puff! Świata nie ma. Przynajmniej tego, w którym się wychował, i w którym chciał wychować swoje dzieci i w którym chciał żyć. A potem umrzeć. Teraz pozostało mu ciemne zatęchłe metro.
- Jeszcze nie wstałeś? - ze zdziwieniem zapytał Silwij.
- Nie spałem najlepiej i jeszcze mnie chyba zmorzyło - odparł Jakim.
- Chodź, Aleksiej Kozilivicz czeka na ciebie przeszło godzinę! - poganiał go, silnie akcentując słowo "godzina" - i zabierz karabin.
Co takiego może chcieć Aleksiej od starego stalkera? Jakimowi pozostało tylko pójść i porozmawiać z nim przy herbacie, bądź domowej roboty samogonie.

Jakim Sidorv w końcu poradził sobie z przeklętym mundurem. Miał już wychodzić, gdy nagle przypomniały mu się słowa kolegi: "weź karabin". Karabin? Przecież na terenie całej Wspólnoty Jaseniewskiej nie można było nosić broni. Nawet stalkerom na to nie pozwalano. Jakim z zaciekawieniem spojrzał na podłogę, na której leżał praktycznie nowy AK-47. Dostrzegł również, że o nogę łóżka opiera się czarna ładownica. Podniósł karabin, przerzucił przez ramię i ponownie ukłonił się powietrzu, aby tym razem pochwycić tajemniczą ładownicę. Otworzył ją i jego oczom ukazały się cztery praktycznie nowe magazynki po brzegi wyładowane brudną amunicją. Przypiął ten pięknie wyglądający element wyposażenia taktycznego do swojej kamizelki, wymuszając tym samym na papierosach (które papierosami były tylko z nazwy) miejsce w kieszeni spodni wojskowych.

Po drodze na południowy posterunek graniczny, gdzie miał przebywać Aleksiej, Jakimowi doleciał do nosa zapach smażonej wieprzowiny. Dobywał się on na pewno z miejscowej restauracji. Była droga, ale warto było poświęcić nawet i 20 nabojów za stek. Wtedy Jakim Sidorv poczuł jak głodny jest i dopiero przypomniał sobie, że przeszło 30 godzin nic nie jadł. Mimo to poszedł dalej - i tak był już mocno spóźniony. Po drodze mijał niezbyt liczne stragany, gdzieś w kącie siedział starszy brodacz z gitarą i brzdąkał różne przedziwne melodie, a to ktoś z kimś rozmawiał, jeszcze inni ludzie, pewno strażnicy, stali przed masywnymi metalowymi drzwiami, prowadzącymi do pomieszczeń dowództwa Wspólnoty i głośno się śmiali...
- Skórzana kurtka! Tylko 200 nabojów. Prawdziwa skóra! - wykrzyczał do Jakima zaniedbany handlarz. - Jak dla ciebie 150, bo jesteś chyba tutejszy. Tak?
Jakim Sidorv nic nie odpowiedział, tylko rzucił ciężkie spojrzenie na biedaka i poszedł dalej. Po kolejnych dziesięciu minutach omijania stoisk, ludzi, namiotów mieszkalnych i kolumn wreszcie dotarł do południowej granicy. Przechodząc przez drewniane drzwi kiwnął głową stojącemu obok stróżowi i wszedł do środka. Tam czekał na niego Aleksiej i Silwij. Żywo o czymś dyskutowali. Padły między innymi słowa: "posterunek", "patrol", "broń" i "chaos". Jakim nie zrozumiał o co chodziło, ba - nawet go to niespecjalnie interesowało. Odchrząknął i przywitał się. Aleksiej spojrzał na niego, po czym wstał i podał mu rękę. Silwij tylko podniósł dłoń na powitanie.
- Wybacz mi spóźnienie Aleksieju.
- Nic nie szkodzi, i tak wciągnęła nas rozmowa - rzucił Aleksiej.
- Silwijka mówił, że chcesz ze mną porozmawiać. O co chodzi? I dlaczego w moim mieszkaniu znalazłem tego kałacha? - ze zdziwieniem w głosie zapytał Jakim.
- Jak wiesz, tylko patrole i pogranicznicy na stacjach Wspólnoty mają broń. No więc - kontynuował Aleksiej, nie dając Jakimowi nic powiedzieć - od stacji Nowyje Czeriemuszki nasiliły się ostatnio ataki bandytów. Próbują się chyba przedostać na Kałużską. Potrzeba nam ludzi, zwłaszcza przy tunelu technicznym, który wychodzi na powierzchnię. Wiem, że jesteś stalkerem, wiem również, jesteś jednym z najlepszych - powiedział Aleksiej i po krótkiej pauzie dodał: istnieje możliwość, że będą próbowali przedostać się korytarzem technicznym, aby wyjść bezpośrednio za umocnieniami. Jest tu ryzyko walki na powierzchni, dlatego zwracam się o pomoc do ciebie. Silwij się zgodził, jeśli i ty pójdziesz.
Jakim Sidorv przez pół minuty siedział zamyślony, przetwarzając to, co właśnie usłyszał, po czym stwierdził:
- Może i kiedyś byłem jednym z najlepszych, ale jestem już stary. Chyba za stary na to, by szlajać się na górze. Ale mimo to się zgadzam. Będę pilnować północy.
- Świetnie. Wynagrodzenie to osiem nabojów od warty, warta trwa od sześciu do dziesięciu godzin - zależnie od sytuacji. Jeśli cię nie ma, to twoja sprawa, ale najpierw powiedz chłopakom, to przyślę kogoś w zastępstwie. To chyba tyle.
Jakim nie zgodził się bez powodu. Zaciekawiła go część opowieści Aleksieja, w której mówił o umiejscowieniu posterunku - za tunelem technicznym, który wychodzi na powierzchnię... Nie był zbyt zainteresowany samą pracą, ale tym właśnie wyjściem z metra. Postanowił jednak, że odklepie kilka dni warty, porozmawia o wszystkim z Silwijem i wtedy podejmie decyzję, czy wyruszyć na spotkanie miejsca, które interesowało go jeszcze przed Katastrofą. Cały czas myślał o legendarnym D6. Metro-2. Wiedział, że wejście podobno jest koło Sportiwnej, jednak nie mógł na nią wejść. Należała bowiem do Linii Czerwonej, do komunistów. Wprawdzie Wspólnota Jaseniewska nie ma zatargu z dawną linią Sokolniczeską, jednak z czerwonymi jak z faszystami - nigdy nie wiadomo, co im odbije. A niech człowiek przypadkiem źle się popatrzy na jeden z wielu portretów towarzyszy minionej epoki. Lub, co gorsza, nie okaże należytego szacunku czerwonej fladze! O zgrozo.
Jakimowi przypomniało się, jak kiedyś usłyszał od pewnego stalkera ze Smoleńskiej o przejściu za Parkiem Pobiedy. 
Podobno jest tam wielka śluza z wymalowanym białą farbą oznaczeniem Д-6 (D-6). Nikt się tam nie pchał, bo i nikt nie ma pomysłu jak można ten kawał żelastwa ruszyć. 
Jakim Sidorv opracowywał sobie plan w myślach: wymknąć się ukradkiem przy zmianie warty, założyć swój stary kombinezon i po cichu wyjść. Problem polegał jednak na tym, że musiał jakoś przemycić swój przepastny plecak, który zawsze towarzyszył mu w wyprawach. Teraz ten leżał pod łóżkiem, czekając, by na nowo zostać napromieniowanym. Jakim potrzebował przecież całego wyposażenia: amunicji do kałacha, swojego wysłużonego RKM-a, taśm z amunicją, dwóch latarek i kilku zapasowych baterii, miernika Geigera, dodatkowej maski przeciwgazowej, zapasowych filtrów, liny, którą nosił jako jeden z niewielu, jedzenia, wody i kilku innych przydatnych szpargałów. Mimo tych wszystkich rzeczy w plecaku i tak było wystarczająco miejsca, by schować tam drobniejsze przedmioty znalezione po drodze. Jak już się upora z ekwipunkiem, będzie musiał pokonać dość spory obszar na powierzchni. Ale tym będzie się martwić, gdy włoży kombinezon ochronny i zamknie za sobą właz.
- W porządku, dziękuję Aleksieju Koziliviczu. Teraz pójdę coś zjeść, bo czuję, jakbym miał zaraz zeżreć sam siebie od środka.
- Trzymaj się. Aha, pierwsza warta jutro od dziesiątej. Siedzisz do dwudziestej.
- Dam radę - powiedział Jakim i wyszedł.
Po opuszczeniu oficerki skierował swoje kroki do środka peronu. Tłum zaczynał rzednąć. Była to w końcu pora obiadowa. Jakim pomyślał, że lepiej będzie, jak się pospieszy, zabierze ze trzydzieści nabojów i czym prędzej uda się do namiotu restauracyjnego, aby trafiło mu się jakieś wygodniejsze miejsce. Tak też zrobił.
Zamówił stek wieprzowy i grzyby. Zapłacił 25 nabojów, a gratis otrzymał piwo. Pozostałe pięć wsypał do kieszeni. Po chwili odebrał posiłek. Wypatrzył kawałek wolnej ławki, podszedł i usiadł. Nikt specjalnie nie zwracał na niego uwagi. Dało się słyszeć rozmowy na wiele różnych tematów. Dwaj mężczyźni siedzący po jego prawej stronie i jeden znajdujący się na przeciwko zaczęli rozmawiać. Jakim nie przysłuchiwał się rozmowie z zaciekawieniem - słowa natychmiast mu ulatywały i pozostawała jedynie pustka. Nagle doszła do niego fraza "Metro-2". Nadstawił uszu i słuchał:
- Abrosim, był to taki jeden co chciał raz tego... do Metra-2 wejść. Od straganiarzy nasłuchał się opowieści o rzekomym wejściu na Sportiwnej. Stacja należy teraz do czerwonych, więc zatrzymali go dwaj stalkerzy wracający na Sportiwną, zabrali na stację, a sztab go przesłuchiwał przez chyba dwa dni! A ten cały czas marudził o Metrze-2, mówił, że nie jest stalkerem, niczego więcej, jak włazu nie szukał, ale mu nie uwierzyli. Postawili go przed plutonem egzekucyjnym za szpiegostwo, jak zresztą każdego, kto im się nie podoba i zwyczajnie palnęli kulkę w tył głowy - opowiedział jeden z nich, łysy facet w przetartym golfie.
- Oficerowie pewnie meli niezły ubaw - dodał w miarę młody człowiek, zapewne imieniem Abrosim, siedzący naprzeciw Jakima.
Wtem wszyscy trzej ryknęli śmiechem. 

Jakim Sidorv podniósł głowę i powiedział:
- Przypadkiem podsłuchałem waszą rozmowę. Rozmawialiście o D6, Metrze-2? No więc gdzie waszym zdaniem znajduje się dobre wejście?
- Dobre wejście powiadasz? A kto ty? - spytał łysy.
- Jakim Sidorv, mieszkam na tej stacji.
- Stalker? - zapytał, nawiązując do budowy ciała, ogólnej prezencji i postawy Jakima.
Jakim Sidorv twierdząco kiwnął głową i wziął spory łyk piwa.
- No to ci powiem, co wiem. Podobno za Parkiem Pobiedy jest wejście, ale jest tam ogromna żelazna brama, której nijak nie idzie ruszyć, a i na samą stację lepiej nie wchodzić. Mówią, że osiedliła się tam jakaś sekta. Nikt naprawdę nie wie, co oni tam sobie wyznają. Okoliczni stalkerzy mówią, że omijają tą stację nawet, gdy idą po powierzchni. Jak komu uda się tam wejść, przehandlować jakieś śmieci i do tego wyjść z powrotem na Kijewską, a potem do Hanzy, tak potem mówią, że panuje tam syf, nie ma dowództwa żadnego, a każdy robi co mu się podoba. I nigdy tam nie wracają. Nawet ostrzegają innych czasami, żeby się tam nie ładowali.
- I to wszystko? - zdziwił się Jakim.
- Nie, nie. Naturalnie jest jeszcze wejście pod Kremlem, ale chyba wiesz, co się tam dzieje.
- Ano. Zasada stalkerów mówi przecież, by nie patrzyć na gwiazdy na wieżach. Jak raz spojrzysz, to nie oderwiesz sam wzroku, a i na Kreml wejdziesz. Potem już nie wyjdziesz.
- Dokładnie. Znajomy z Białoruskiej mówił, że jeszcze Majakowska ma połączenie z D6, to ta stacja tranzytowa, co między Hanzą a Czwartą Rzeszą, czy jak tam to cholerstwo się nazywa, stoi. Tyle wiem.
Jakim wstał, podziękował nieznajomemu za kilka rad i wyszedł, nie pytając go nawet o imię. Tamci wrócili do swoich spraw.

Jakim Sidorv siedział na łóżku w swoim mieszkaniu i myślał jak to zrobić, by dojść na Majakowską. Po powierzchni nie da rady, bo zanim pokona połowę drogi, minie noc i obudzi się całe dzienne plugastwo, które w nocy chowa się po najciemniejszych kątach miasta. Gdyby szedł tunelami, to i tak musi wyjść, bo przez północ nie przejdzie - sami bandyci. Na południu z kolei nikt nie ma pojęcia co jest, często dochodzą stamtąd przedziwne dźwięki, ale nic nigdy nie wylazło pod reflektor. Mógłby iść górą do Tulskiej. Ma tam znajomego, który jest mu winien przysługę za przyniesienie wybranych książek z Biblioteki wiele lat temu. W teorii mógłby dzięki znajomości poruszać się po Hanzie bez problemu, jednak na Okrężnej wymagana jest wiza, a tego kolega załatwić niestety nie da rady. Najwyżej odpocznie na Tulskiej i spróbuje wejść do Polis. Do Miasta, ale tego podziemnego, którego nikt nie ośmiela się ruszyć. Z tamtej strony mógłby w ubraniu stalkera bez problemu przejść albo na Twerską, albo na Krasnoprieznieńską i dalej na Białoruską Okrężną i tranzytową Majakowską. Przejście przez Twerską jednak raczej odpada z powodu faszystów. Ma plan - pomyślał Jakim i zadowolony z siebie postanowił, że teraz się jeszcze godzinę prześpi, a następnie pójdzie popracować w zbrojowni przy czyszczeniu i reperowaniu sprzętu. 

_______________________
Część druga soon!

niedziela, 10 maja 2015

Opowiadanie #1 - Metro-2 | Prolog

*PROLOG*
(Wersja edytowana)



          Na posterunku na południe od Jaseniewa na setnym metrze panował względny spokój. Pomiędzy czterema krzesłami i przykrytym brudną, śmierdzącą płachtą karabinem paliło się niewielkie ognisko, nad którym niespokojne odgłosy oznaczające zagotowaną wodę wysyłał w otchłań tunelu niewielki poobijany czajnik, który zapewne przetrwał więcej, niż niejeden człowiek.
Jakim Sidorv, siwy pięćdziesięcioletni mieszkaniec metra, oparł swój automat o pobliską skrzynkę z zapasami magazynków, która gdzieniegdzie nosiła ślady rdzy, przerzucania i ciągania - wstał, aby ulżyć rozgrzanemu niemal do czerwoności naczyniu i napełnić kubki ludzi towarzyszących mu podczas ośmiogodzinnej warty. Ubrany był w czarne wytarte spodnie wojskowe, których nogawki gładko wpływały do przetartych wysokich butów koloru czarnego. Tułów okrywała stara wojskowa kamizelka taktyczna, która niegdyś miała zaszczyt nosić ładownice - teraz jednak były do niej przytwierdzone jedynie dwa zapasowe magazynki i paczka tutejszych fajek. Pod kamizelką widniał sprany i ciepły sweter niewiadomego pochodzenia. Jakim Sidorv nosił bujne wąsy, takie jak wiele lat temu towarzysz Stalin, jednakże wszystko się w nim gotowało, gdy był do niego porównywany. Dwa lata temu na Białoruskiej Okrężnej sprał za to faceta tak, że ten wylądował na łopatkach i za nic nie mógł się ruszyć. Jakima Sidorva wsadzono wtedy do celi na miejscowym posterunku, dopóki motodrezyną nie przyjechał hanzeatycki komisarz, by rozpoznać pobitego, ponieważ strażnicy mieli wątpliwości. Okazało się, na szczęście dla Jakima, że pobity to Paviel - morderca dowódcy straży z jednej ze stacji Hanzy, zdaje się, że z Mendelejewskiej. Nikt nie wie jak udało mu się zbiec do tunelu. Jakim Sidorv został natychmiast zwolniony, a jako podziękowanie za pomoc w schwytaniu przestępcy został przepuszczony na posterunku granicznym Białoruskiej bez jakiejkolwiek kontroli ładunku i dokumentów, a ponadto komisarz rozkazał strażnikom na Krasnoprieznieńskiej Okrężnej, Kijewskiej, stacji Park Kultury i Oktiabrskiej dać karawanie wolną drogę - dotyczyło to Jakima oraz pozostałych pięciu członków karawany. Dzięki temu udało się wywieźć trochę więcej miejscowego alkoholu, z czego zarządca stacji Jasieniewo nie był zbyt zadowolony, ale dwie flaszki dobrej jakości samogonu wystarczyły, by go pocieszyć. Początkowo grupa planowała sprzedawać ten płynny ogień za 20 nabojów za butelkę, jednak postanowili zostawić wszystkie skrzynki dla siebie.

Gdy Oleg Prohov, młody chłopak siedzący najbliżej cekaemu, szykował swój wojskowy kubek, który dostał od swojej przyjaciółki, aby otrzymać trochę gorącej herbaty pochodzącej najpewniej z WOGN-u, powietrze spokojnie przemierzające tunel - nadlatywało bowiem z otwartego wyjścia na powierzchnię, które znajdowało się na stacji Bulwar Dmitrija Dońskiego  - nagle przybrało na sile, jednak nikogo to za bardzo nie zdziwiło.
- Znowu wieje tam, na górze - rzucił Jakim Sidorv.
- Taa. Oby tylko żadne cholerstwo nie zlazło do metra. Ledwo stoję na nogach - odparł Mstisław Govaren, przeszło czterdziestoletni mieszkaniec stacji Jasieniewo, który zawsze brał wartę nocną. Zawsze na setnym metrze. Nikt nie wie dlaczego.
- Nie dalej jak cztery dni temu słyszałem od jednego ze straganiarzy na Kałużskiej, że podobno w okolicach Sportiwnej na linii Sokolniczeskiej... to jest Linii Czerwonej, jest przejście do Metra-2 - pewnie wtrącił Silwij Skorajew.
- Aha, metro dla wybranych - powiedział Jakim Sidorv.
- Chodzą ploty, że Hanza zasypała te przejście i się nie da tam przedostać - rzekł Mstisław.
- Ploty czy nie, ale przejście jest prawdziwe - dało się słyszeć za ich plecami - Metro-2 również istnieje. Wybudowano ten schron z myślą o przywódcach naszego kraju. Nikt jednak nie wie, czy ktoś tam żyje, czy to stoi puste. I to nie Hanza zasypała. Ludzie lubią tak mówić, aby się nie przejmować za bardzo. Tak naprawdę nie mam pojęcia ani ja, ani handlarze, czy jacyś inni mądrzy co się tam kryje. Jedno jest jednak prawdziwe w tej całej twojej historii zasłyszanej od handlarza Silwiju Skorajewie - przejście jest zawalone - mówił Aleksiej, dowódca straży granicznej Wspólnoty Jaseniewskiej.
- Witaj Aleksieju Kiziloviczu. To znaczy... witajcie starszy sierżancie Kiziloviczu! - wykrzyczał formułkę Silwij, wstał i zastygł jak wryty na baczność, po czym zasalutował. Reszta poszła w jego ślady.
- Darujcie sobie ten teatr - wyrzucił z siebie Aleksiej tonem spracowanego człowieka i usiadł na ziemi przy ogniu, aby trochę się ogrzać.
W blasku ognia Jakim Sidorv zauważył na twarzy Aleksieja Kozilivicza wielkie krople potu i zapytał:
- Coście u diabła robili? Na Okrężną was wygnało na piechotę?
- Mniej więcej w połowie drogi z Oktiabrskiej na Szabołowską zepsuła się nam drezyna. Stanęła, jak gdyby zabrakło jej chęci i już nie odpaliła. Musieli my z buta pociskać aż na Bielajewo, aby zabrać trochę narzędzi i części do silnika. No to wróciliśmy do drezyny, żeby spróbować ją naprawić. Przychodzimy i co? Pięciu mężczyzn próbuje ją zepchnąć na boczny tor, bo się przez nas tunel zatkał i wszyscy się obawiali bandytów z Szabołowskiej. Ani drgnęła. Z godzinę nasz mechanik, co to z nami chciał na Okrężną iść, żeby kupić jakieś klucze, męczył się z tym przeklętym silnikiem i...
- Od kiedy Wspólnota wysyła motodrezyny żeby pohandlować z Hanzą? - wtrącił Oleg Prohov.
- Też mnie to zdziwiło, ale jak przed wyprawą zapytałem dowódcę, to tylko machnął ręką, coś zamruczał pod nosem, po czym dodał, żebym już szedł - ciągnął Aleksiej - bo mnie wrócą na Okrężnej z powrotem do tunelu. Mówił coś o jakiejś godzinie policyjnej, czy czymś takim. Nie wiem nawet po co to, stacja jest przecież spokojna. W każdym razie nie udało się naprawić drezyny i musieliśmy ją w ośmiu chwycić i dopiero ruszyła. Tak wyładowana jest towarem. Zostawiliśmy tam dwóch naszych, żeby pilnowali zakupów. Jutro musimy podjechać kolejną motodrezyną, przeładować towar i tamtą jeszcze spróbować odciągnąć. Zrobiliby my to dzisiaj, ale dowódca nas nie chciał już wypuścić, żebyśmy się szlajali nocą po tunelach. I tak wylądowałem tutaj, z wami.
- A spać ty nie wolisz? - spytał Jakim.
- A idź ty, ostatnio mam takie koszmary, że jak tylko oczy zamknę, to już mnie strach oblatuje i zaraz zasypiam i widzę... sam nie wiem co. Dzieje się tak odkąd poszedłem na powierzchnię. Szukali chętnych, co to pójdą tunelem technicznym między naszą Kałużską a stacją Nowyje Czeriemuszki na górę no to się zgłosiłem. Wokół mnie sami doświadczeni stalkerzy, więc pomyślałem, że misja chyba niebezpieczna i wtedy dziwnie jakoś mi się w głowie zrobiło, ale się opamiętałem szybko. Jeden ze stalkerów mnie zapytał ile razy nie miałem tunelu nad głową. Na to ja mu mówię z lekkim wstydem, że pamiętam bardzo dobrze niebo jeszcze sprzed... wiecie czego. On kręci tylko głową i mówi, że nie będzie tak źle. Dał mi nawet dwa zapasowe filtry do maski. Resztę historii pewno doskonale znacie.
- Ja nie znam - powiedział dwudziestokilkuletni Oleg.
- Przyjdzie czas, że i ty się dowiesz, co to Aleksieja trapi po nocach, młody - z lekkim uśmiechem odparł Kizilovicz.
- A herbaty to się napijesz? Wczoraj dostaliśmy z Okrężnej - zapytał go Silwij Skorajew, który jeszcze miał przed oczami resztkę historii Aleksieja. Tej o tym, co stało się w miejscu, w którym twój wzrok nie ma na czym się zatrzymać, gdy popatrzysz do góry. Aleksiej kiedyś już mu opowiadał, jak jakiś duży latający zwierz przyleciał znikąd i porwał zamykającego, z którym Aleksiej Kizilovicz zdążył się zaprzyjaźnić podczas swojej stosunkowo krótkiej wyprawy. Cały magazynek kul wpakowany w stwora sprawił jedynie, że ten lekko się zakołysał w powietrzu. Po czym zniknął za pobliskim budynkiem, a krzyk porwanego umilkł gwałtownie. Od tamtej pory biedny Aleksiej widzi twarz kolegi błagającego o pomoc. Widzi też siebie wrytego w ziemię niczym ogromny kołek. Słyszy przeraźliwy krzyk ofiary ptaka, po czym nagle budzi się oblany potem. I nigdy nie powiedział, po co właściwie ich wysłano, zawsze się wykręcał od odpowiedzi.
- A nalej, na pewno mi nie zaszkodzą te wasze grzyby - odparł wyciągając swój stalowy garnuszek.

___________________________________________________
Część pierwsza niebawem!

Audiolog haczący o Metro


Historia pierwsza jest w trakcie tworzenia. Mam już pełny prolog, zacząłem pisać część pierwszą. Na razie łapajcie wielu osobom znanego już aloga.

sobota, 9 maja 2015

Otwarcie, przywitanie

Hej, ja jestem Soldier, prowadzę mały kanał w serwisie YouTube. Nagrywam głównie gry, choć zdarzą się również alogi i inne przedziwne filmy. 
Jako że jestem fanem Metra 2033 i 2034 oraz Uniwersum, postanowiłem założyć ten blog. Zamierzam pisać stosunkowo krótkie opowiadania, będące niejako rozwinięciem tego, co możemy znaleźć w książkach - głównie 2033 i 2034. Liczę, że spodoba wam się mój styl pisania, a moja psychika towarzysząca opowiadaniom przerazi nawet najbardziej zatwardziałych fanów horrorów i thrillerów. Zapraszam :)